Tydzień czwarty, czyli 230 kg kafelek.

W poprzednich odcinkach:

Tydzień pierwszy i drugi

Tydzień trzeci

W czwartym tygodniu mojego remontu zaczęło się ostro. Elektryk wpadł zrobić kolejny pokój i zamącił kompletnie w głowie opowieściami o istniejącej mocy.

Jadę do HJW po uchwałę. Oni każą sprawdzić umowę i zabezpieczenia przedlicznikowe. 25 Amper/ów? Podobno styknie. Na wszelki wypadek jade do Taurona. Poddaję się przy numerkach i po pół godzinie.

Z dużym trudem i z pomocą Blejsa robię projekt kuchni w systemie ikeowym. Jadę do Ikei na rozeznanie i konsultacje projektu . Pani kiwa głową i mówi że będzie ok. Dzwonię do dwóch firm meblarskich poleconych przez znajomych z pracy i proszę o wycenę.

Dzwonię również do dwóch firm od gazu i proszę o ponowną wycenę. Jeden pan zlewa mnie dość konkretnie przez półtora tygodnia, więc zapraszam drugiego. Pojawia się chłopak z sążnymi zmarszczkami pod oczami, w okolicach późnej trzydziestki i sam z miejsca przechodzi na ty, bo „jesteśmy w podobnym wieku”. Patrzę powątpiewająco na zmarszczki i ciśnie mi się na usta że AŻ TAKICH nie mam ale uśmiecham się i przytakuję. Chłopak wyciąga umowę z dość dziwnymi zapiskami – chce 2 tysiące zaliczki i następuje 45 min targowania się. On, dość nieprzyzwyczajony chyba do uwag co do umowy, wzdycha że „widać że w banku pracujesz…” kiedy każę mu wstawić trzy parafki i trzy razy zbiera się do wyjścia. Ehe. Po wpłaceniu stargowanej zaliczki ma się pojawić projektant od gazu.

Umówiony kafelkarz zaczyna pracę z bardzo sympatycznym, spokojnym kolega. Skuwają resztę kafelek, łazienka zaczyna przypominać blok betonu widziany od środka. Każą powoli szukać kafelek, jadę do jednego już tylko sklepu żeby nie dostać oczopląsu, wybieram przez trzy godziny, trzy razy pojawiam się pod magazynem  żeby wymienić te już wybrane. Z pomocą pana ładuję 10 paczek białych kafelek i 5 paczek szarych do Astry i bardzo ostrożnie wracam.

 

img_20160607_092733.jpg

10 x 23 kg.

 

Przy aucie zatrzymuje mnie sąsiad i proponuje pomoc w noszeniu. Głupia! stwierdzam że zapewne pomoże mi kafelkarz i pięknie dziękuję.  Pan Tadeusz wnosi kibelek sapiąc, po czym stwierdza że właściwie nie może nosić bo ma chory kręgosłup. Kończy się na kursowaniu piwnica-drugie piętro wnosząc 10 paczek po 23 kg kafelek każda. Aua. Na siłownię już nie idę.

 

W międzyczasie próbuję załatwić u zarządcy wymianę pionów. Uchwała na szczęście przeszła sprawnie, biorę ją do podpisu do sąsiada który wszystko mi podpisuje i radośnie schodząc zostawiam karteczkę w drzwiach sąsiada spod 3 którego nie było z prośbą o otworzenie drzwi hydraulikom w poniedziałek. Zostawiam swój numer i wracam do domu.

Następnego dnia odbieram telefon z bluzgami od sąsiada który donośnym głosem stwierdza że nikogo nie wpuści bo „zrobimy mu burdel i rozpierdolimy kuchnię”. Mówię dość spokojnym jak na mnie tonem że chyba nie za bardzo mamy o czym rozmawiać bo jest to w gestii zarządcy, a piony są częściami wspólnymi, które musi udostępnić w wypadku awarii. W odpowiedzi dostaję resztę bluzgów i sąsiad rzuca telefonem. Szybko jade do zarządcy i przedstawiam sytuację, ten obiecuje załatwić sprawę i umawia hydraulików na poniedziałek.

Bardzo wymęczony weekend.