Tydzień piąty – przeprowadzka i przepraszam, czy udrożni mi Pan piony?

W poprzednich odcinkach:

Tydzień pierwszy i drugi

Tydzień trzeci

Tydzień czwarty

Z żartów w pracy przy kawie:

„Przepraszam, czy udrożni mi Pan piony?

Są solidnie zawalone żeliwem, jeden raz moze nie wystarczyć ale niektórzy mowią że warto! U sąsiada z dołu też należałoby przepchać, na szczęście ma tylko jeden pion, za to kolega Michal mówi że ma dwa!”

Po weekendzie spędzonym na pakowaniu poniedziałek zaczynam o 8 rano na Ślężnej, gdzie tęsknie wyczekuję panów hydraulików machając z okna jak Złotowłosa.

Panowie wypakowują sprzęt, pukają na parterze, nikt im nie otwiera, pukają na pierwszym piętrze gdzie dzieje się to samo, po czym stwierdzają że nic tu po nich. Na moja nieśmiałą prośbę czy nie mogliby zacząć od mojego mieszkania skoro już jestem na miejscu, słyszę NIECH MNIE PANI NIE DENERWUJE OD RANA i że nie zaczną od gory bo u mnie jest 10 min roboty (uchwała głosi, że spółdzielnia wymienia mi piony do trójnika który znajduje się 20 cm nad podłogą, wszystko ponad to wymieniam sama na własny koszt) tylko od dołu, więc trzeba dostać się do sąsiada z parteru.

Jadę do zarządcy, dowiaduje się czemu fiasko. Słyszę że on zrobił co mógł, przecież wysłał maila do gminy która jest właścicielem mieszkania. Mówię że wysłanie maila nie jest równoznaczne z jego przeczytaniem i zrobieniem czegokolwiek. Pan Darek obiecuje się skontaktować z gminą.

Przejazdem na Ślężnej spotykam Sąsiada spod 3 i po wszystkich przeczytanych książkach (życz dobrze wrogowi, otwieraj się na wrażliwość) delikatnie podpytuję go co z pionami. Mówi ze kurwa, jest problem, przecież mu kafelki rozpierdolimy ze ściany i co on zrobi, on nie ma kasy na położenie nowych. Zaprasza do środka, fakt, kafelki koloru już nieokreślonego leżą na ścianie. Mówię mu żeby przemyślał sprawę, bo my wody z sąsiadem z gory nie mamy od tygodnia. On mówi że to faktycznie tragedia i obiecuje przemyśleć sprawę.

W międzyczasie się pakuję, wożę rzeczy, zdzieram tapetę ze ściany i bola mnie plecy od noszenia. Rodzina pomaga.

Sympatyczny pan Artur przyjeżdża specjalnie żeby pomóc mi znieść kafelki do łazienki. Jest 9 rano, on ma ćwiartkę GŻ w torbie i trochę już pachnie. Na szczęście nic nie będzie robił u mnie w mieszkaniu, jest umówiony na malowanie na Nadodrzu. Podwożę go kawałek po drodze na pocztę, odbywamy sobie miłą pogawędkę o życiu i śmierci i pan Artur znika.

Mieszkanie między przeprowadzkami prezentuje się tak: